1
Nasze collie / Psy, koty i cała reszta.
« dnia: 12.11.2013 09:49:43 am »
Założyliśmy sobie nowy wątek, aby na forum być razem. Tak jak w rzeczywistości. Jak, ja , Innusia mam opowiadać o dniach mile upływających bez wspominania o Miodku, Naszeczce i kotachkotach. Nie da się. Moje życie to ich towarzystwo i ludzi dbających o nasze zdrowie. Albo przygarnięty najpóźniej pies, kumpel już obecnie najlepszy, czy widzi świat bez mego i reszty obecności. Przecież dla niego to co dobre wiąże się z nami. Czy jadłby w zachwycie lody gdyby nie choroba szetlandeczki. Naszunia miała operację gardła i zaraz u lekarza zapadła decyzja o podaniu zimnych słodkości po wybudzeniu się suni. Doktor i opiekunowie wybaczyli jej czyny patyczkowe i podali lody malinowe. My też, chociaż zdrowi otrzymaliśmy na talerzykach po porcji smakołyku. Ja z Naszką jestem przyzwyczajona do pychotek nazywanych przez niektórych produktami zakazanymi dla psów, więc na nas nie zrobiła apetyczna rzecz na talerzyku specjalnego wrażenia. A Miodek wziął do pyska i smakował. Uniósł głowę wysoko i cmokał z oczyma wlepionymi w niebo. Jadł i jadł powolutku, rozkoszując się smakiem. Nie mogli ludzie zrobić zdjęcia, ponieważ musieli pilnować jego jedzonka. Ze smutkiem przyznajemy z Naszeczką, że chciałyśmy ukraść małe co nieco. Całe szczęście, że kotykoty nie lubią lodów. Chociaż mała koleżanka mi mówiła, że był taki jeden Bazylijan, z którym musiała się dzielić. Jedli razem z jednego pucharka. Nie broniła mu dostępu do jedzonka, aby czasu nie tracić na warkoty. Sprytnie wykalkulowała, że będzie wylizywać jak najszybciej i przez to zje więcej niż persiak. Mądrą mam koleżankę. Można mi zazdrościć takiego towarzystwa. Chwalę ją, ponieważ mam wyrzuty sumienia. Leciutkie takie, ale zawsze. Jej choroba zaczęła się po capnięciu mnie w nogę. Jakieś ostre źdźbło musiało mi się zaplątać w sierści i Naszeczce wpadło do gardła, skaleczyło i był problem. Prześwietlenia nic nie wykazywały, badania osłuchowe również i dopiero laryngoskopia dała odpowiedź dlaczego szetlandeczka charcze. Może zresztą ona sama sobie zafundowała schorzenie. Przecież latanie z piłką, patykiem to jej żywioł. A pędzi tak za rzuconym przedmiotem jakby od tego życie zależało. Musi być pierwsza, więc z powodu tej namiętności mogła z rozpędu drzazgę jakąś łyknąć. Jakie rady od miłośników psów usłyszeliśmy po tym zdarzeniu. Zgroza. Naszeczka powinna chodzić w kagańcu. Raz, że chodzić jest szelti trudno. Ona musi biegać, to jej życie. Drugie spacer bez atrakcji szczególnie dla małej jest najgorszą karą. Mamy farta. Opiekunowie powiedzieli, że pies nie powinien żyć jak najdłużej, pies powinien żyć jak najszczęśliwiej. I tego się trzymajmy.